wtorek, 1 kwietnia 2014

Urodzinowe rollowanie

Z racji tego, że na dniach starzeje się o kolejny rok, postanowiłam zrobić sobie fit prezent.
Gdy byłam jeszcze szczawiem bardzo lubiłam jeździć, najpierw na wrotkach, a później na rolkach. Niestety zaniedbałam to hobby. W ramach prezentu urodzinowego - w myśl zasady: nigdy nie jest się za starym, żeby nauczyć się czegoś nowego - zakupiłam rolki.
Rolki marzyły mi się już od dłuższego czasu, ale do tej pory nikt nie chciał ze mną jeździć. W końcu doszłam do wniosku, że nie potrzebuję towarzystwa - jego brak jest tylko wymówką, żeby rolek nie kupić, dlatego na 24 rok życia w końcu spełniłam swoją zachciankę.
Oczywiście, jako laik zrobiłam szybki internetowy reaserch szybko dowiadując się, że jesli stawiam na jakość to muszę liczyć się z kosztem rzędu 300-400 zł minimum. Szybko odrzuciłam "tanie marki" i skupiłam się na, podobno, rolkowych gigantach: FILA, Rollerblade, K2, Powerslide.
Swoją wiedzę, albo raczej niewiedzę, uzupełniłam o podstawowe informacje o łożyskach i kółkach (polecam stronę narolkach.pl - prawdziwa kopalnia wiedzy nie tylko dla początkujących), po czym ruszyłam na łowy.

Pod uwagę wzięłam kilka modeli, ale ostatecznie zdecydowałam się na te, które były dostępne od ręki w moim mieście, czyli Rollerblade Spiritblade SK W (zapłaciłam za nie 350zł).



Nie wiem czy jest to najlepszy z możliwych zakupów, ale  po 1. mieścił się w granicach cenowych, które sobie postawiłam, a po 2. wydaję mi się, że na moje aktualne potrzeby wystarczy. 


Oczywiście zaraz po powrocie do domu ze swoją zdobyczą, wdziałam się w strój sportowy i wyciągnęłam lubego i psa na spacer - oni na nogach, a ja na kółkach. Szybko okazało się, że nie radzę sobie tak dobrze jak myślałam i wsparcie męskiego ramienia okazało się niezbędne. Piski podczas jazdy z górki, brak umiejętności hamowania, okrzyki "łap mnie!" co chwilę ubarwiały tę osobliwą przejażdżkę. Musieliśmy stanowić ciekawe tri biorąc pod uwagę fakt, że mój chłopak w jednej ręcę trzymał psa na smyczy, a drugą prowadził rolkową kalekę.

Jednak nie poddaję się - do wakacji będę śmigać jak ta lala, ale najpierw dokupię sobie ochraniacze, bo bez rozlewu krwi prawdopodobnie się nie obejdzie ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz